Polacca, Polacchi e gli Italiani cz.4

Temat przeniesiony do archwium.
451-480 z 533
wiem ,ze rowniez i Wam mieszkajacym tam na stale nie jest lekko...starsznie boje sie wprowadzenia tej waluty w Polsce,ale czas pokaze..
własnie mam dylemat,czy wykupic wczasy i miec w nosie gotowanie czy moze wybrac jakis apartament i cos na zab podszykowac we własnym zakresie?? co Ty na to??jesli nie zrobie kłopotu podaj kilka podstawowych cen zywnosci abym miala jakis realny obraz tego wszystkiego i abym mogla to jakos skalkulowac...
czesc -jesli chcesz przyjechac na wakacje to dam ci namiar na pensjonat w Tirreni.Nie jest to Rimini,ale pokoik na 2 osoby kosztuje 55 euro-z tym ze jesli chodzi o wyzywienie musicie sie zywic albo w restauracji w pensjonacie,ale jest dosc drogo a jak nie to jest fajne miejsce gdzie mozna zjesc cos dosc tanio.
To tak w formie informacji,poniewaz osoby,ktore przyjezdzaja z Polski w celach sluzbowych zawsze tam lokuje ze wzgledu na dosc niskie ceny.
Tirrenia to mala mijscowosc nadmorska w Toskani.Mozna wybrac sie do Pisy ,jest choc dosc odlegla bezplatna plaza,dosc wesolo i tloczno w lecie.
co do cen zywnosci sa rozne-w zaleznosci od tego gdzie robisz zakupy.W sklepikach pod nosem jest zawsze najdrozej,najlepiej jest miec auto i jezdzic do jakiegos taniego marketu.wszystko zalezy od miejsca,mozliwosci i wymogow.
dori - czyżby niedawno były urodziny? Jeśli tak to wszystkiego najlepszego !!!
witajcie,



musialam wziac gleboki oddech zanim zaczelam ;-)
no coz, widze, ze trafilam do miejsca, w ktorym mozna wylac troche smutkow w wiadomym temacie...

nie bede sie zaglebiac, powiem tak. kilka dni temu zerwalam z moim italiano. na poczatku bylo wszystko ok, bylam twardzielka, bo wydawalo sie to absolutnie sluszna koncepcja (no coz, nadal tak jest, ale jak napisala alisa - witaj alisa! - to my baby musimy sie wgryzc w problem doglebnie :o) no i coz, zadzwonilam do niego, zeby odbyc rozmowe z gatunku pozegnalnych... myslalam, ze jak jestem taka spoko luz, to nie bedzie to nic takiego. pierwsza godzinka uplynela na rozmowie o zwyklych codziennych sprawach.. ale jak przeszlismy do meritum, to zaczelam sie rozklejac. powiem szczerze, ten zwiazek, rozpadl sie przeze mnie, a jego koniec byl dla mnie jedynym rozwiazaniem. to ja mialam nieuporzadkowane zycie emocjonalne w polsce, a moj italiano wiedzial co sie ze mna dzieje. byl bardzo spokojny i dojrzaly, zwlaszcza kiedy bylam u niego ostatnim razem, trzy tygodnie temu, zaskoczyl mnie nawet swoimi reakcjami, wydawalo mi sie, ze wiekszosc wlochow by zabila z zazdrosci ;-) to nie tak, ze mialam dwoch mezczyzn. po prostu po tym jak zaczelismy sie do siebie zblizac, moj czteroletni zwiazek zaczal sie rozpadac, ale to nie bylo takie proste i nadal nie jest... do tego doszly autentyczne problemy zdrowotne mojego wieloletniego narzeczonego, w ktorych niestety nie bardzo mial mu kto pomoc, a dla mnie to bylo oczywiste, ze w takim momencie nie zostawia sie przyjaciela (no i jeszcze to, jestesmy autentycznymi przyjaciolmi, wiele lat temu zanim zaczelismy byc para, wczesniej juz bylismy przyjaciolmi i nadal nimi jestesmy) a moj italiano zdawal sobie sprawe mniej wiecej z tego wszystkiego... ale bardzo, bardzo gleboko wierzyl, ze pewnego dnia uda nam sie stworzyc rodzine...

po ostatniej mojej wizycie w italii zaczelismy sie pomalu oddalac (wczesniej mimo oddalenia, potrafilismy nieraz cale wieczory, ba, nawet czasami cale niedziele czy soboty spedzic "razem", wiszac na telefonie. jezeli nie moglismy, bo np. pracowalismy, wysylalismy mniej wiecej esemesa co 5-10 minut, chociaz to brzmi przesadnie, ale tak bylo!) on mial przyjechac po 20 czerwca, po raz pierwszy do P., do tej pory to ja go odwiedzlam, ale po tym wszsystkim zdal sobie sprawe, ze ja nie moge juz dac mu tego, czego pragnal. wlasciwie ostatnia nasza rozmowa zakonczyla sie tym, ze ja powiedzialam, iz bardzo mi zal, ze nigdy nie zobaczyl mojego kraju, o ktorym tyle opowiadalam i na przyjazd do ktorego musial czekac ponad pol roku (praca...) stwierdzil, ze jezeli rozwiaze swoje problemy, ktore teraz ma, to przyjedzie do mnie. ale chyba oboje wiemy, ze to nie jest najlepszy pomysl i ze do tego nie dojdzie... choc po naszej rozmowie potwierdzilam mu swoj entuzjazm - napislam mesa, zeby koniecznie przyjechal niezaleznie od wszystkiego. ale milczy, bo pewnie walczy ze soba :(

to chyba chianti powiedzial, a moze zeusek? - witam obu panow ;) - zwiazki na odleglosc, albo to nierealne na dluzsza mete, albo to pewnego rodzaju ucieczka od prawdziwego zwiazku. w moim przypadku i jedno i drugie.

wlasciwie nie wiem skad ten straszny smutek we mnie od kilku dni? czy to zwykly egoistyczny bol? na pewno troche zal, ze nie potrafilam przyjac wielkiego uczucia dobrego czlowieka i odwdzieczyc sie tym samym... to takie kolejne rozczarowanie soba samym na pewno. ale i poczucie straty kogos kto stal sie bliski, ale, z kim wiesz, ze nie mozesz byc, choc wydawaloby sie na poczatku, ze byl ci pisany (niezwykla historia poznania pare lat temu, potem milczenie i zrzadzenie losu, ze spotkalismy sie znowu! myslelismy, ze los daje nam jeszcze jedna szanse...)

pisze to wszstko, bo wiem, ze cieplo potraficie powitac ludzi z problemami. moze troche za bardzo sie rozpisalam, za co przepraszam, ale chcialam sie troche wyzalic... a forum internetowe, cierpliwe jest ;-)

pozdrawiam Was goraco i witam wszystkich.
dobrze, ze u mnie troszke sloneczka.
z wami razniej, choc wydaje sie, ze taka pustka przede mna sie rozposciera...


triste
giu
depressa
witaj nora!!no tu na pewno zjadziesz wsparcie i wysluchac cie wysluchamy, a dokladnie przeczytamy, bo jak zauwazylas wiekszosc z nas zqwiazana jest w taki lub inny sposob z italia:)
rozumiem co czujesz!!!na pewno nie tak dokladnie jak ty, ale ze mna jest podobnie...choc niee chce skonczyc tego zwiazku,bo za duzo w nieo wpakowalismy z italiano...natomiast naszly mnie watpliwosci czysto przyszlosciowe...jak wczesniej pisalam ze nalzey zyc z dnia na dzien i zawsze nalzey probowac a czas pokaze, to nadal tak uwazam...choc moze to ja bardziej sie boje tego co bedzie niz on...?raczej jestem pewna, on zawsze tylko przeczekuje moje zle humorki:)teraz nie mam juz odwrotu, choc nie odwrot zawsze jest, ale juz za 10 dni jade do niego i wtedy wszystko sie okaze:)co nie znaczy ze nie mysle...eh chyba sie zaplatalam w tym co pisze, wiec mam nadzieje ze zrozumiecie o co mi chodzi...o taka ludzka babska niepewnosc....ale zaryzykowac chce i zrobie to!!!!chco z tysiacami watpliwosci!!!
napsiz cos wiecej nora, skad jestes, cor robisz!!!:)i zagladaj do nas:)
weba jak gosie juz sa czy nadal ich oczekujesz:)???
ciao:)
Najpierw musisz dojsc i powiedziec sobie, z ktorego z powodow jestes "triste, giu', depressa" a potem sprobowac im zaradzic, poczynajac od glownego powodu...
Tylko tyle ode mnie, bo nie lubie i nie umiem radzic w tak osobistych sprawach osobom, ktorych dobrze nie znam.
Trzymaj sie!
alisa, dzieki za mile przyjecie.. jestem z ukochanej warszawki :) pracuje w jakze przyjemnym, wolnym zawodzie (co oznacza, ze czasami siedze nad robota do rana, ale przynajmniej potem moge sie wyspac do poludnia)
rozumiem Cie dobrze, ja wlasnie poprzednio juz jechalam do niego z taka niepewnosci i mysla co dalej.. bo z jednej strony nie ma problemu przeciez, zeby kontynuoawac zwiazek, tak jak piszesz, z dnia na dzien, ale ja jednak chyba wole jasne sytuacje. jezeli nie jestem pewna, mam watpliwosci, to one predzej czy pozniej wkradaja sie w moja relacje i piano piano, zaczynaja ja rozwlac.
po napisaniu mojego postu zadzwonilam do italiano i troche mi ulzylo. pogadalismy milo, on naprawde chce przyjechac. ale wiem, ze w jego obecnej sytuacji (no niestety ma problemy rodzinne) bedzie ciezko. ale ma sie starac. no i tu pytanie: po co ja teraz to robie.. po co chce, zeby przyjechal... na pewno chce mu pokazac moj kraj, moj dom, moje zycie. to na pewno, ale przeciez raczej wspolna przyszlosc nie bedzie mozliwa... tylko czy nie jestem zbyt wielka egoistka? choroba no ;-)
witaj Ota,
wiesz wlasnie ciagle sie zaglebiam w te pytania i juz niedlugo zwariuje, bo za duzo mysle o sobie, zamiast skoncentrowac sie jeszcze na paru innych rzeczach... ;-)
n.
tylko tyle i az tyle Ota !
kazdy tutaj jakies problemy mial i jesli moge tylko z wlasnego skromnego doswiadczenia dodac to wlasnie pierwsza sprawa powinno byc odpowiedzenie sobie na takie pytania. Druga sprawa Nora to to ze takich spraw nie da sie nie przeplakac i kazdy psycholog nawet ten podworkowo-netowy powie ze po zdaniu sobie sprawy z tego co boli trzeba zmierzyc z cierpieniem, wyplakac, wykrzyczec , walnac kogos po ryju (za nieparlamentarne slownictwo scusatemi :D) ale jest pewne jest to ze to jest etap rownie nieodzdzowny, jesli chcesz moc spokojnie myslec o tym co bylo... odsunac na bok problemu nie mozna bo bedzie wylazic jeszcze dlugo ale konsekwencja w stosunku do podjetych przez siebie decyzji uczy szacunku do siebie i swojej postawy o tym tez nie zapominaj :)

un grande abbraccio :)
Nora,a jesteś pewna ,że rozstałas się per sempre?ja przerabiałam to kilka razy,potem wracałam,znów uciekałam....nie ma szans,abyśmy żyli tu,a ja boję się żyć w italii;ostatni raz widziałam go w listopadzie,wyjechałam bez pożegnania...kiedy zadzwonił,wiedziałam ,że to nie koniec,i znów telefony i ciągłe pytanie:quando vieni? kiedy mówię,że nigdy ,nie wierzy -i ma rację,bo ja umieram codziennie i żyje tylko dzięki jego telefonom,w końcu wydębił ode mnie obietnicę,że wrócę ,kiedy skończa się sycylijskie upały...
i juz wyobrażam sobie nasze spotkanie i ....nasze rozstanie,papatki
Mariusz!
nie powinienes sie zalamywac,poniewaz nie bedzie az tak zle.Mieszkanie u nas w Livorno jest rowniez dosc drogie,choc mozna cos znalezc.Moja kolezanka wynajela obecnie duze ,piekne mieszkanie ,sloneczne za 700 euro.
Jesli chodzi o przedszkola i szkoly to owszem zamkniete sa zapisy,ale dzieci obcokrajowcow maja PIERWSZENSTWO!Tak wiec macie wszelkie szanse na to zeby zapisac je do szkol i przedszkoli panstwowych.pozostaje wam koszt stolowki,gdzie rowniez w zaleznosci od dochodow bedzieci mogli starac sie o znizki.
Najwazniejsze dla Was jest mieszkanie wynajete na zone,poniewaz bez mieszkania nie bedzie mogla zaczac praktyki sprowadzania rodziny do Wloch.
Tak czy inaczej,zawsze lepiej biedniej ale razem......a nie bedzie az tak zle.Napewno ciezko bedzie wam odlozyc troche i poradzic sobie z dziecmi i praca,bo bez dziadkow na miejscu jest krucho.....ale w zyciu nalezy byc zawsze dobrej mysli.Tk czy inaczej w najgorszym przypadku bedziecie mogli wrocic do Polski.
Moj szwagier ma znajomego,ktory mieszka w okolicach Udine,jego malzonka jest pielegniarka,on znalazl prace w fabryce,maja 2 dzieci i radza sobie swietnie.Poczatki napewno beda trudne...ale nie w jeden dzien Krakow zbudowali.Wazne jest ze mniedzy wami jest tak cudowne uczucie i pragnienie bycia razem.....a z tym kazda trudnosc bedzie do pokonania.
Pozdrawiam
Swiete slowa chianti...oj byly.....w niedziele wiec od niedzieli jestem dori33--choc zawsze ta sama i jak narazie wielich zmian nie widac......:)))
barbie witaj, bosz, to straszne co piszesz... dla mnie cos takiego byloby chyba nie do zniesienia... podziwiam cie. jak ty sobie dajesz rade??? nie wiem, wlasnie problem w tym, ze moj bol, ktory oczywiscie wiem musze przezyc i przecierpiec (witaj zeusek) to moze niestety nie byc konsekwentny i wlasnie jak widzicie zaczelam sie lamac i mowic, zeby jednak przyjechal... porca miseria. zwariuje ze soba sama :)
wiesz barbie, ja mysle, ze on sie troche zalamal, kiedy powiedzialam mu niedawno, ze nie wyobrazam sobei wyjazdu na zawsze do italii... to jest niestety trudne dla mnie. tak jak dla niego przyjazd tutaj.
z drugiej strony boje sie ze nie per sempre, bo nie wiem czy jest jakas sensowna przyszlosc dla nas. w dodatku w ostatnim czasie (po moim powrocie) swiadomie sie od siebie oddalilismy. to chyba taka reakcja obronna byla. czy mozna to naprawic? i czy w ogole powinno sie? ale mam confusione!!! :)
dzieki wam wszystkim, jestescie wspaniali, ze interesuja was problemy nieznajomych :) chociaz jak widze, wiele z nas ma podobne (no, przynajmniej na podobnej "plaszczyznie")
Tak sobie jeszcze pozwole troche pomarudzic kontynuując mój wpis,bo musiałam przerwać,moja babcia mówiła tak:tak,jak nie odwrócisz biegu rzeki,nie odwrócisz swego przeznaczenia ;i ja w to wierzę.
Kiedy mój świat wywrócił sie do góry nogami,zaproszono mnie na Sycylię,wróciłam po miesiacu oczarowana i rozczarowana,zaczełam uczyć się języka i hartować swoja psychikę...po 2 latach moich wojaży nie umiem żyć tutaj,brakuje mi wielu rzeczy-nawet tej znienawidzonej na początku werdury i coś mi mówi,że musze wracać.
Czyzby moja babcia miała racje?Jakie jest wasze zdanie na ten temat?Na pewno mamy jakiś wpływ na swoje życie,mamy możliwość wyborów-ale sa rzeczy,których nie jesteśmy w stanie przewidzieć ."I wciąż się biję z myślami,że ludzie na drugiej półkuli chodza do góry nogami"-to ulubione powiedzonko mego kolegi dowcipnisia.
biegu nie odwrocisz :] ale mozesz zdecydowac czy poplyniesz z pradem zamiast wysiasc albo ktorej ze stron bedziesz sie trzymac :D
Wiesz co ,zeusek?nie bardzo to rozumiem,a może mój intelekt zawodzi,a pamiętasz ,co mówił Leszek z "Daleko od szosy"? "wiśta wio! łatwo powiedzieć"-chichi.
A może ty jesteś za młody aby pamiętać ten film?
bo to trzeba przeczytac mdz wierszami ;)
daleko od szosy to rowniez moja epoka :]
wiesz barbie, wydaje mi sie, ze bardzo dobrze cie rozumiem jezeli chodzi o tesknote za italia.. mi nie potrzeba wiele, naprawde, wystarczy, ze zobacze gdzies krajobraz toskanski, albo przeczytam kilka slow na ten tema, a lzy same mi naplywaja do oczu... czasami sie zastanawiam czy to jest w ogole normalne i co mnie az tak porusza.. z drugiej strony, tak jak i kocham ten kraj, tak bardzo go nie znosze. sa rzeczy, z ktorymi nie potrafie sie tam pogodzic. no, ale przeciez i u nas jest cala masa takich spraw..
kiedys potrafilam jednym cieciem rozprawic sie z czyms, co uwazalam, ze nie ma przyszlosci. albo sie starzeje ;) albo to moze jednak jest przeznaczenie :0 albo jestem egoistka :<
baci
Nora,per te parole di P.Neruda:
...e da allora sono perche tu sei
e da allora sei,sono e siamo
e per amore saro,sarai,saremo...
no..jednak kropelka...cos mi sie w literkach poprzestawialo;)) a w dodatku okazuje sie ze nick jest juz przez kogos uzywany...uff;)) musze pomyslec nad nowym;)
Ota, wielkie dzieki za odpowiedz. Troche pechowo ze akurat zawieszono te praktyki, bo mi sie wlasnie na sierpien marzyly... ale jesli tylko uda mi sie rozpoczac od pazdziernika studia w Milano, to moze powalcze o praktyke w pozniejszym okresie;)) dzieki raz jeszcze:))) fajnie ze jestescie i mozna na Was liczyc..pozdrawiam
Hej tutti quanti!Czy jest tu jakiś lekarz albo osoba ,która z powodu częstych angin pozbyła się migdałów?Mam juz dość tego paskudztwa i proszę niech ktoś mi odpowie.Czy to boli i co jest potem,czy czujemy brak tych potworków?PLISSSSSSSSSSSSSSSSS
Barbi.Ja nie jestem lekarzem ale 7 lat temu usunelam migdalki wiec moge opowiedziec jak to jest...
Bardzo proszę,juz nie ma siły z tym walczyć ,nie mogę patzrec na antybiotyki,a i te sa coraz mniej skuteczne no i kosztują,Leea,mów,cokolwiek to jest....
Barbie, Moze nie jest to najprzyjemniejszy temat ale jesli Cie interesuje..Sam zabieg nie jest najgorszy , moze najmniej przyjemne jest znieczulenie...przelkniecie tej co sie chyba nazywa lidocaina...lub cos w tym stylu, dosc gorzkie...zabieg jest krotki i wlasciwie pozniej juz nie boli. Ale najgorsze sa pierwsze doby po zabiegu gdy nie mozna przelykac nawet sliny...Ja od usuniecia migdalkow wcale wiecej nie choruje, ani nie zapadam na zapalenie oskrzeli czego sie obawialam...nie zauwazylam wiekszych zmian a juz nie choruje na anginy ...wiec jesli jest zle z twoimi migdalkami to chyba lepiej usunac. Lezala ze mna babka , ktorej bakterie z migdalkow rozsialy sie po organizmie i zaatakowaly stawy...i nie bylo to przyjemne. Wiec jesli lekarze radza usunac warto sie zastanowic.
Pozdrawiam i powodzenia.
Nastrzelalam bykow ale moze zrozumiesz :)
Własnie stawy mi dokuczają,a ja nie skojarzyłam,lekarzy nie pytałam,ostatnio załatwiam recepty po znajomości ,bo nie mam czasu iść do lekarza,ale jk długo to moge ciągnąć?Leea,czy to znaczy,że nie czujesz ich braku ?żadnych innych skutków ubocznych ,tylko korzyści?e santa pazienza?
Barbie, Ja nie zauwazylam zadnych innych problemow, te migdalki i tak nie nie chronily bo i tak zazwyczaj byly zainfekowane...chorowalam wczesniej na zapalenia krtani i po zabiegu wcale nie czesciej tez sie pojawialy ...a nie mialam klopotu z anginami. Podobno sluzowka jest delikatniejsza jak nie ma migdalkow ale nie zauwazylam zwiazanych z tym zadnych klopotow. A antybiotyki na dluzsza mete sa chyba bardziej szkodliwe...Mozesz sprobowac jeszcze jakiejs szcepionki uodparniajacej...mnie laryngolog przepisal ...chyba nazywalo sie to polivacinum...ale nie pomoglo bo angina i tak wrocila , wiec pozostal mi zabieg...nieprzyjemny ale chyba warto bylo.
Pojdz do jakiegos dobrego lekarza i jesli bedzie chcial cie skierowac na zabieg to sie nie zastanawiaj...Powodzenia
Dzięki za wyczerpujące informacje,właśnie mija 5 dzień i juz da się życ,ale nastepnym razem zrobię tak,jak mówisz.Miłego popołudnia Leea i do nastepnego "spotkania"
Temat przeniesiony do archwium.
451-480 z 533

 »

Nauka języka