Hej!
Wydaje mi sie, ze obchodzenie lub nie Wigilii zalezy nie od regionu a od rodziny i jej zwyczajow. Np. rodzice mojego meza nie urzadzali Wigilii, raz nawet maz powiedzial, ze glupio mu, im, "objadac sie" w przeddzien Swiat (adwent=post, teoretycznie...); a karp smazony (czyli ociekajacy tluszczem, przy czym sam w sobie jest juz tlusta ryba) tez klocil mu sie z idea "postnej" wigilijnej kolacji. Tu musialam przyznac racje...
Natomiast juz dalsza ich rodzina obchodzi "hucznie" Wigilie i ze dwa razy u nich bylismy (za kazdym razem u innych): kilkanascie do 20 osob, potrawy rybne, jakies tradycyjne ciastka/sucharki podobno podawane w Puglii na Swieta, smakiem kojarzyly mi sie faktycznie i z naszymi Swietami (fragmenty suszonych owocow w nich byly), choinka i prezenty, muzyka w tle... Bardzo fajne byly te Wigilie.
Odkad mamy dzieci, robie namiastke Wigilii u nas (namiastke, bo zawsze jestem zmeczona, to juz notoryczne, a kucharka jestem, hmm, srednia), z oplatkiem. Tesciowie wiedza juz, na czym to polega...
Czasem przyjedzie ktos ode mnie z rodziny, wiec przynajmniej ja czuje sie swiatecznie. Koled polskich (troche obcych tez) mam sporo na cd i non stop "leca". No i przyjdzie Mikolaj - w tym roku chyba to bedzie sasiad/kolega, bo brat meza juz w ub. roku bliski byl rozpoznania przez dzieciaki; potem maz "odwdzieczy" sie i zamieni sie w Mikolaja idac do coreczki sasiada... kompletny stroj za pare euro lezy w domu; no, moze czerwone kozaki by sie przydaly... ale trudno.
Tesciowie zawsze celebrowali obiad w dzien Bozego Narodzenia (takze tu: cappelletti in brodo na 1. danie).
Kiedys uwielbialam Swieta Bozego Narodzenia, teraz nadal lubie, ale jak mysle o zakupach w tlumie, sprzataniu, gotowaniu, to... lubie, ale juz nie uwielbiam.