Witajcie wszystkie kobietki wieczorkiem. Wiecie, ja nie wyobrażam sobie życia bez wiary i bez obecności Boga w moim życiu, w rodzince mam kilku księży, znam kilku chłopców którzy kiedyś ze mną jeździli na rekolekcje a teraz są księżmi, fajnymi zresztą i wiem, że nie należy wkładać wszystkich do jednego worka, ale też zauważyłam, że w kościele nie dzieje się najlepiej - mam na myśli kościół jako instytucję, ale w rozmowie z moim kuzynem, księdzem, kiedyś usłyszałam takie słowa: Wiesz, ludzie nauczyli się narzekać na kościół, na księży, że wołają o pieniądze, że ludzie za mało dają, że ksiądz taki czy owaki, a przecież kościół to nie tylko budynek, nie tylko instytucja nie tylko ksiądz czy zakonnica, ale kościół to my wszyscy i taki jest jakimi my sami jesteśmy, którzy go tworzymy, bo cóż by ksiądz sam zrobił bez udziału wiernych, i nie można całej odpowiedzialności za to, że w kościele jest jak jest zwalać na księży. Ludzie przyzwyczaili się do narzekania, że w kościele nudno, brudno itd... i zadał mi pytanie; Co ja konkretnie zrobiłem, zrobiłam, by takiemu jednemu czy drugiemu księdzu pomóc, by we wspólnocie parafialnej żyło się wszystkim jak w rodzinie. Jeśli Twoje sumienie nic ci nie wyrzuca to dobrze, powiedział mi, jeśli jest inaczej zrób to, spróbuj to zmienić. Najłatwiej jest wymagać by byli nieskazitelni, do dyspozycji 24 godziny na dobe a od siebie nie dać nic w zamian. To była dla mnie lekcja - mówię wam. Uświadomił mi, że to, jaki ma być czy powinien być kościół, zależy także a może przede wszystkim ode mnie. Inie myślcie, że jestem jakąś tam fanatyczką, bo nie biegam do kościoła codziennie, tylko w niedzielę i jak wypadnie w tygodniu ważniejsze święto i tyle, modlić się modlę, ale nie po kilka godzin dziennie czy na kolanach od rana do nocy, choć może powinnam, skoro w rodzinie kilku księży się uchowało, nic z tych rzeczy, ale dla mnie Bóg, Dzień Pański to świętość. Po tym, co dla mnie zrobił w życiu, nie mogę udawać, że jest mi obojętny, że mam Go gdzieś... ludzie szukają dowodów na Jego istnienie, a dla mnie, całe moje życie to jeden wielki cud istnienia, życie, które zawdzięczam właśnie Jemu, bo gdy urodziłam się z wodogłowiem, gdy trwała walka o moje życie, a medycyna w latach 60 tych była prawie na prymitywnym poziomie niż jest obecnie i lekarze dawali moim rodzicóm 1% szansy, że przeżyję ciężką operację głowy, a w 99% byłam przez nich skreślona, mówili, że ze mnie nic nie będzie, a jeśli przeżyję, będę jak roślinka. Stało się inaczej: chodzę, mówię, piszę, myślę i żyję dzięki Bogu... No dobra, jeden dzień badań mam za sobą, pomęczyli mnie trochę, ale teraz odpoczywam, zaraz idę dołóżeczka, bo jutro znowu ciężki dzień. W szystkich najserdeczniej pozdrawiam i dobrej nocki życzę. - meg