jak to miło przeczytac, że jeszcze o mnie pamietacie!:)
co u rozi...u rozi do jlo i tyle
nie ma mnie w ogóle prawie, bo jak się sypac zaczyna to wszystko po kolei, nieszczęscia chodza parami - dobrze nie jest
i walczę
a przynajmniej próbuję
i z braku czasu na fiolet nie zaglądam, dziś pierwszy raz od dawna
i zaczynam się już jakoś przestawiac na życie w podwyższonym stresie
(praca - niestety - agatce chyba trochę przeGGadulcowałam, co się dzieje, ale mniejsza o to, czas po prostu na zmiany, a że te zmiany wlasnie teraz musze zaczynac to zaskoczenie lekkie)
i jeszce w sobotę mam egzamin wazny, i staram się uczyć choć przez te problemy nie idzie mi wcale
i jeszcze dziś spadłam ze schodów......
ja normanie może coś z błednikiem mam? albo marmur plus sandałki związywane wokół kostki i głowa w chmurach to nienajlepsze rozwiązanie?
szłam z kolegą
nie wiem, jak to się stało
przd życiem na kolana i na kolanach po schodach do dołu..widok był chyba przerażający, ale nic mi się własciwie nei stalo, poza rozciętą stopą ( a takie miałam ładne!:) i obandażowanymi, spuchniętymi kolanami, cale szczęscie kolega ratował mnie, później do domu odwiózł, nie mogę chodzić nie mogę zginac nóg i w ogóle boli, a w sobotę mam iść na impreze z prawnikami ą i ę eleganckie towarzystwo a jestem jak dzieciak poobijana - nie wiem w co się ubiorę. I dzis tak sobie pomyślałam, ze te moje upadki metafizycznie potraktowac można:) - zawsze jak się coś obiektywnie patrząc pieprzy, jak np. z praca teraz - to mam takie bęc od losu, ląduje na zimnym marmurze wciąż całe szcęscie nie złamana, nie przetrącona, więc to szczęście - i w tej perspektywie uszczerbku na zdrowiu, obolałości tu i tam ale jednak wciąż w jednym kawałku - problemy wydają się jakby mniejsze
trzeba sie dziewczyny cieszyć życiem, nawet gdy kolana sa spuchniete i ogólnie lądowanie na twardej rzeczywistości
zazdrosze Wam bardzo wyjazdu, w takim pozytywnym znaczeniu oczywiście, ale w perspektywie tych moich zawirowań (gdzie podstawowe pytanie co dalej?) to całe szczęście, że się nie zdecydowałam wtedy
tak to jest niestety że problemy z pracą = brak kasy
ale do warszawy przybędę, i nawet nie dlatego że się gróźb Agatki przestraszyłam że mnie zabije:) przybędę wakacyjnie, ale jeszce przed waszym wyjazdem!
a jeszce jednym sie chciałam tutaj, w pospiechu podzielić, pomijając dorabianą do upadków metafizykę, problemy z pracą, niepewnośc co i jak dalej, gdy znów mi trzeba szukac nowego, bo czasem stanie w tym samym miejscu jest cofaniem się - w tym wszystkim co niewesoło teraz - jest P. I bardzo mi dobrze, że jest. I chyba dzieki niemu - wszystko to, czym mnie ostatnio życie zaskaiwało nieprzyjemnie bardzo - jakoś bardziej do zniesienia jest. I dużo się śmieję. To naprawde dziwny czas, zły tym co się zdarza i dobry tym, jak mimo problemów się czuję.
"nagadałam cztery wory" jak pewna bernadetta w Rzymie mówila, czyli że dużo i o wszystkim
idę zmienić okład na kolana, jak moja własna prababcia się czuję, która zawsze na kolana babkę przykładała, taką roslinkę z ogródka, która jak w zielnikach piszą świetnie działa, ogołociłam dziś cały ogródek i babkami się zaraz obłożę!
ale poza tym i lekarstwa z apteki stosuje
wstyd i tyle tak upaść!:)